Kolejna nadesłana historia.
Moja rada: to zacznij nic nie robić ;)
To teraz moja kolej.
Z mezem znamy sie juz bardzo dlugo,ale po slubie jestesmy 7 lat.
Mlodziencza milosc jeszcze... Mamy dwojke dzieci(7 i8 lat),ja nie
pracuje,bo musze siedziec w domu,pomimo tego,ze dzieci chodza do
szkoly,to nie mam jak podjac pracy,bo nie ma kto sie dziecmi zajac po
szkole. Czesto podczas klotni slysze od swojego meza,ze siedze w domu i
nic nie robie! Zawsze jest obiad,posprzatane,wyprane,dzieci
lekcje odrobione,do szkoly naszykowane itd,itp ale jego zdaniem ja NIC
NIE ROBIE. Nawet dzisiaj zasuwałam z kosiarka(ogrod bardzo
duzy),podczas gdy ksieciunio lezal w domu. Owszem moglam ta trawe
zostawic,zeby on skosil tylko nie wiem ile musialabym czekac. Przychodzi
piatek piwko,sobota piwko,a w niedziele przeciez nie bedzie robil,bo
odpoczac musi! Trafia mnie po prostu,ale nie chce za duzo przy dzieciach
sie klocic,bo i tak juz od nich slysze pytanie:"czemu wy z tata sie nie
lubicie?"
Odejsc nie mam gdzie i to doslownie,mieszkamy w
domu,ktory zbudowala jego matka,wszyscy nam zazdroszcza,bo nowy dom,bo
bez kredytu,bo na wsi,bo duza dzialka,ale cholera nie jest nasz.Nawet
bym nie chciala,bo kiedys przypadkiem uslyszalam,ze na synka nie
przepisze domu,bo jak już będziemy sie rozwodzic to bede chciala polowe
domu. Tylko, ze tyle co mnie tu przykrosci spotkalo od niej i jej
rodziny w zwiazku z tym domem,to wiem tylko ja. Nie lubie tu
mieszkac,ale musze i tak sie tu dusze. I w tym domu i w tym zwiazku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz