poniedziałek, 26 września 2016

Małżeństwo. Staż krótki , bo tylko 4 lata. Niespełna 9 lat znajomości. Żadna wielka miłość. Małżeństwo z rozsądku też nie bardzo. Raczej przeciwdziałanie samotności i ogromna chęć posiadania dziecka. Skoro jesteś już ty to sobie bądź. Nie mam siły na poszukiwania i kolejne porażki. Limit rozczarowań uważam za osiągnięty. Zatem zostań . Kłótnie od samego początku nie przeszkodziły. Odległość 290 kilometrów nie przeszkodziła. Smsy od byłych nie przeszkodziły chociaż bardzo bolały. Ale jest wszystko po kolei. Jest pierścionek z brylantem i nawet ze szmaragdem. Jest wzruszenie. Przygotowania do ślubu. Jest i w końcu upragniona ,wyczekiwana ciąża. Poród rodzinny, tatuś odciął pępowinę. Wielka radość. Ukochany syn i wnuk. A potem obowiązki, dużo obowiązków, radość przeplatana ze zmartwieniami. Zmęczenie. Kłótnie , dużo kłótni, szarpaniny, nerwów. Ty debilu, nienawidzę cię. Kretyn. Kretynka. Zamknij ryj. Kurwa mać.
Wrażenie, że coraz więcej nas dzieli. Kiedyś to tak bardzo nie raziło. Po prostu. Każdy jest inny, nie musimy lubić tego samego. Najważniejsze żebyśmy lubili siebie na wzajem… Ale tak się chyba nie da. Z dnia na dzień jesteśmy coraz mniej tolerancyjni. Przeszkadzamy sobie nawzajem. Pojawia się myśl, że już go nie kocham. Że nasze małżeństwo jest nieudane. I właściwie nawet nie ma co się dziwić.
Na szczęście jest praca zawodowa. Odskocznia. Okazuje się że bardziej cieszy poniedziałek niż weekend. Ktoś patrzy na ciebie jak na KOBIETĘ a nie głupią krowę z tłustym tyłkiem. Mówi miłe rzeczy. Można przez chwilę stracić głowę. Wyobraźnia maluje piękne sceny… Może być tak przyjemnie. Tylko co dalej?



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz