Małżeństwo.  Staż krótki , bo tylko 4 lata. Niespełna 9 lat znajomości. 
Żadna wielka miłość. Małżeństwo z rozsądku też nie bardzo. Raczej 
przeciwdziałanie samotności i ogromna chęć posiadania dziecka. Skoro 
jesteś już ty to sobie bądź. Nie mam siły na poszukiwania i kolejne 
porażki. Limit rozczarowań uważam za osiągnięty. Zatem zostań . Kłótnie 
od samego początku nie przeszkodziły.  Odległość 290 kilometrów nie 
przeszkodziła. Smsy od byłych nie przeszkodziły
 chociaż bardzo bolały. Ale jest wszystko po kolei. Jest pierścionek z 
brylantem i nawet ze szmaragdem. Jest wzruszenie. Przygotowania do 
ślubu. Jest i w końcu upragniona ,wyczekiwana ciąża. Poród rodzinny, 
tatuś odciął pępowinę. Wielka radość.  Ukochany syn i wnuk. A potem 
obowiązki, dużo obowiązków, radość przeplatana ze zmartwieniami. 
Zmęczenie. Kłótnie , dużo kłótni, szarpaniny, nerwów. Ty debilu, 
nienawidzę cię. Kretyn. Kretynka. Zamknij ryj. Kurwa mać. 
 Wrażenie,
 że coraz więcej nas dzieli. Kiedyś to tak bardzo nie raziło. Po prostu.
 Każdy jest inny, nie musimy lubić tego samego. Najważniejsze żebyśmy 
lubili  siebie na wzajem… Ale tak się chyba nie da. Z dnia na dzień 
jesteśmy coraz mniej tolerancyjni. Przeszkadzamy sobie nawzajem. Pojawia
 się myśl, że już go nie kocham. Że nasze małżeństwo jest nieudane. I 
właściwie nawet nie ma co się dziwić. 
 Na szczęście jest praca 
zawodowa. Odskocznia. Okazuje się że bardziej cieszy poniedziałek niż 
weekend. Ktoś patrzy na ciebie jak na KOBIETĘ  a nie głupią krowę z 
tłustym tyłkiem. Mówi miłe rzeczy. Można przez chwilę stracić głowę. 
Wyobraźnia maluje piękne sceny… Może być tak przyjemnie. Tylko co dalej?
 
 
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz