poniedziałek, 26 września 2016

To będzie historia o mężu i teściowej, ale zuuuupełnie inna niż dotychczasowe. Jesteśmy młodymi ludźmi. Ja 26, mąż 27 lat. Parą jesteśmy od lat 8, a od 2 małżeństwem. Obecnie jestem w 5 miesiącu ciąży z pierwszym maluszkiem. Nie mamy żadnych problemów między sobą, ani finansowych. Kochamy się bardzo, czasem sprzeczamy (jak każdy), ale ogólnie jest super, ekstra i wspaniale ;) W czym więc problem? Mój M ma mamę alkoholiczkę. Alkoholiczkę w najgorszym tego słowa wydaniu. Jeszcz 3 lata temu byliśmy u niej w szpitalu - leżała wycieńczona, z wagą niecałych 40 kg, wyglądała jak 70letnia babcia, a nie niespełna 50letnia kobieta.... Ogólnie "typ żula" spod sklepu... brudne za luźne ciuchy, mętny wzrok i sępienie "na chleb". Podobno "cichym alkoholikiem" była od kiedy mój M pamięta. Z ta różnicą, że wcześniej pracowała i upijała się wieczorem w domu. Wtedy jeszcze dbała o siebie, chodziła do fryzjera itp. - słowem: wyglądała jak kobieta. Potem wyrzucili ją z pracy, bo i tam popijała z piersiówki, odeszła do swojego gacha zostawiając M z ojcem (zresztą niewiele lepszym) i stoczyła się na samo dno... Nie zliczę ile razy z nią rozmawialiśmy my, jej rodzeństwo i ojciec prosząc i błagając by się leczyła. Wyjechała z gachem z miasta, zmieniła nr tel. Olała wszystkich i odcięła się by pogrążyć się w alkoholizmie.. Kiedy nadszedł czas naszego ślubu przedyskutowaliśmy wszystko i oboje stwierdziliśmy, że na ślub jej nie zapraszamy. Nie zadzwoniła chociażby raz, żeby zapytać się jak idą przygotowania, gdzie mamy wesele, kto będzie? Zero zainteresowania mimo, że mąż ją błagał, aby się ogarnęła (byliśmy zaręczeniu półtorej roku, więc było sporo czasu aby choć troszkę doszła do siebie). Olała wszystko. Mój mąż jest jedynakiem, więc nie mogłam zrozumieć jak ślub jedynego syna można tak OLAĆ, nie interesować się niczym... Jemu pękało serce, a mi razem z nim... Baliśmy się również, że na ślubie najzwyczajniej narobi wstydu i przyjdzie pijana, a i potem się schleje robiąc awantury. Naszą decyzję, którą przekazał jej mąż przyjęła dość chłodno (o ile coś zrozumiała, bo była wiecznie pijana, nawet o 7 nad ranem potrafiła zadzwonić do nas kompletnie nawalona w okresie, kiedy się nie odcięła od wszystkich). Czas płynął, ona dla nas nie istniała i wszystko było ok. Aż do kilku dni wstecz. Spotkaliśmy ją w sklepie. Przypominam Wam, że wcześniej wyglądała (proszę wybacz dobitność) jak "bezdommny żul spod sklepu). Naszym oczom ukazała się zadbana 50letnia babka, ze zrobionymi zębami (wcześniej ich prawie nie miała), ułożonymi włosami, pomalowanymi paznokciami - ogólnie ubrana, zadbana babeczka! Oczywiście przywitaliśmy się z nią. Z rozmowy wyszło, że wie o mojej ciąży od swojego taty, a dziadka M. Pierwszy pytanie, które M się nasunęło - dlaczego więc nie zadzwoniłaś? Będziesz babcią po raz pierwszy. Nie pogratulowałaś, nie zapytałaś jak z dzieckiem itp. Znowu widziałam, że pęka mu serca... Teściowa zasugerowała, aby się spotkać. Rozmawialiśmy o tym w domu. Sam M przyznał, że poczuł tęsknotę do niej.. Nie wiem kompletnie co mam robić w tej sytuacji... Z jednej strony nie chcę, żeby mój syn zapytał kiedyś dlaczego zna tylko babcię X, a nie babcię Y, a z drugiej nie jestem pewna jak bardzo zmieniła się psychicznie. Bo fizycznie to faktycznie inny człowiek... To wszystko to tylko malusieńki wycinek tego co się działo przez ostatnie lata. Nie chcę znów widzieć cierpiącego męża. Widziałam jak płakał przez nią już jako dorosły facet. Widziałam jak przeżywał wszystko... Dać jej drugą szansę? A może wznowić kontakt, ale mocno trzymać ją na dystans? Powiedziałam M, że to jego matka i nie mam zamiaru blokować mu żadnego kontaktu, również naszemu nienarodzonemu synkowi. Ale czy to im znów nie złamie serca? Skoro wiedziała o ciąży, a nie zadzwoniła, nie zainteresowała się to czy na prawdę się zmieniła? Nie chcę żeby mąż wszystko przeżywał od nowa... a ja z nim..

https://www.facebook.com/wkurzonazona/posts/581030825438436

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz