To będzie historia o mężu i teściowej, ale zuuuupełnie inna niż 
dotychczasowe. Jesteśmy młodymi ludźmi. Ja 26, mąż 27 lat. Parą jesteśmy
 od lat 8, a od 2 małżeństwem.  Obecnie jestem w 5 miesiącu ciąży z 
pierwszym maluszkiem. Nie mamy żadnych problemów między sobą, ani 
finansowych. Kochamy się bardzo, czasem sprzeczamy (jak każdy), ale 
ogólnie jest super, ekstra i wspaniale ;)
 W czym więc problem? Mój M ma mamę alkoholiczkę. Alkoholiczkę w 
najgorszym tego słowa wydaniu. Jeszcz 3 lata temu byliśmy u niej w 
szpitalu - leżała wycieńczona, z wagą niecałych 40 kg, wyglądała jak 
70letnia babcia, a nie niespełna 50letnia kobieta.... Ogólnie "typ żula"
 spod sklepu... brudne za luźne ciuchy, mętny wzrok i sępienie "na 
chleb". Podobno "cichym alkoholikiem" była od kiedy mój M pamięta. Z ta 
różnicą, że wcześniej pracowała i upijała się wieczorem w domu. Wtedy 
jeszcze dbała o siebie, chodziła do fryzjera itp. - słowem:  wyglądała 
jak kobieta. Potem wyrzucili ją z pracy, bo i tam popijała z piersiówki,
 odeszła do swojego gacha zostawiając M z ojcem (zresztą niewiele 
lepszym) i stoczyła się na samo dno... Nie zliczę ile razy z nią 
rozmawialiśmy my, jej rodzeństwo i ojciec prosząc i błagając by się 
leczyła. Wyjechała z gachem z miasta, zmieniła nr tel. Olała wszystkich i
 odcięła się by pogrążyć się w alkoholizmie.. Kiedy nadszedł czas 
naszego ślubu przedyskutowaliśmy wszystko i oboje stwierdziliśmy, że na 
ślub jej nie zapraszamy. Nie zadzwoniła chociażby raz, żeby zapytać się 
jak idą przygotowania, gdzie mamy wesele, kto będzie? Zero 
zainteresowania mimo, że mąż ją błagał, aby się ogarnęła (byliśmy 
zaręczeniu półtorej roku, więc było sporo czasu aby choć troszkę doszła 
do siebie). Olała wszystko. Mój mąż jest jedynakiem, więc nie mogłam 
zrozumieć jak ślub jedynego syna można tak OLAĆ, nie interesować się 
niczym... Jemu pękało serce, a mi razem z nim... Baliśmy się również, że
 na ślubie najzwyczajniej narobi wstydu i przyjdzie pijana, a i potem 
się schleje robiąc awantury. Naszą decyzję, którą przekazał jej mąż 
przyjęła dość chłodno (o ile coś zrozumiała, bo była wiecznie pijana, 
nawet o 7 nad ranem potrafiła zadzwonić do nas kompletnie nawalona w 
okresie, kiedy się nie odcięła od wszystkich). Czas płynął, ona dla nas 
nie istniała i wszystko było ok. Aż do kilku dni wstecz. Spotkaliśmy ją w
 sklepie. Przypominam Wam, że wcześniej wyglądała (proszę wybacz 
dobitność) jak "bezdommny żul spod sklepu). Naszym oczom ukazała się 
zadbana 50letnia babka, ze zrobionymi zębami (wcześniej ich prawie nie 
miała), ułożonymi włosami, pomalowanymi paznokciami - ogólnie ubrana, 
zadbana babeczka! Oczywiście przywitaliśmy się z nią. Z rozmowy wyszło, 
że wie o mojej ciąży od swojego taty, a dziadka M. Pierwszy pytanie, 
które M się nasunęło - dlaczego więc nie zadzwoniłaś? Będziesz babcią po
 raz pierwszy. Nie pogratulowałaś, nie zapytałaś jak z dzieckiem itp. 
Znowu widziałam, że pęka mu serca... Teściowa zasugerowała, aby się 
spotkać. Rozmawialiśmy o tym w domu. Sam M przyznał, że poczuł tęsknotę 
do niej.. Nie wiem kompletnie co mam robić w tej sytuacji... Z jednej 
strony nie chcę, żeby mój syn zapytał kiedyś dlaczego zna tylko babcię 
X, a nie babcię Y, a z drugiej nie jestem pewna jak bardzo zmieniła się 
psychicznie. Bo fizycznie to faktycznie inny człowiek... To wszystko to 
tylko malusieńki wycinek tego co się działo przez ostatnie lata. Nie 
chcę znów widzieć cierpiącego męża. Widziałam jak płakał przez nią już 
jako dorosły facet. Widziałam jak przeżywał wszystko... Dać jej drugą 
szansę? A może wznowić kontakt, ale mocno trzymać ją na dystans? 
Powiedziałam M, że to jego matka i nie mam zamiaru blokować mu żadnego 
kontaktu, również naszemu nienarodzonemu synkowi. Ale czy to im znów nie
 złamie serca? Skoro wiedziała o ciąży, a nie zadzwoniła, nie 
zainteresowała się to czy na prawdę się zmieniła? Nie chcę żeby mąż 
wszystko przeżywał od nowa... a ja z nim..
https://www.facebook.com/wkurzonazona/posts/581030825438436
 
 
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz