Był sobie fantastyczny związek.
Niemal idealny facet.
Ja jestem szczęśliwa.
Po kilku miesiącach zaczyna się psuć.
On zwala na pracę - okazuje się, że to asystentka. Wypiera się na
maksa. Rozstajemy się. Dostaje po 20 telefonów dziennie, po +- 50 smsów
dziennie. Mijają miesiące, dzwoni i pisze codziennie. Z asystentką nadal
sypia. Czuje się jak na ławce rezerwowych, ale nie wracam.
W końcu
ulegam (głupia), pojechałam z nim w bardzo daleką podróż. Miał pokazać
jak się zmienił, jak dorósł. Podróży nie dało się uratować. Ona do niego
pisała non stop, jak go kocha, mimo, że wiedziała, że jest ze mną.
Któregoś dnia przejrzałam jego telefon. Okazało się, że okłamuje ją
nawet w błahych sprawach. Pisze jej, że jest gdzie indziej, robi co
innego, zapewniał, że jest jedyna.
Po powrocie, nie kontaktowaliśmy
się tygodniami. Spotkaliśmy się kiedyś, padliśmy sobie w ramiona...cóż
za telenowela...od tamtego dnia znów dzwoni i pisze.
Zaczął nawet przychodzić do mnie do pracy.
Teraz grał już ostro
- "będzie się ze mną żenił za 2 lata..chce mieć ze mną 2 dzieci, będzie idealnym mężem... będzie się ze mną starzeć itp."
Z uwagi na fakt, iż nie urwał kontaktu z tamtą, przepędziłam go. Lekko
mi nie jest, ale on nie staje na rzęsach, nie walczy. Dostaje tylko 1
wiadomość dziennie, w stylu, że obojętnie co zrobię, on i tak będzie za
mną szedł. I tak zrealizuje swój plan "starzeniowy".
Blablabla.
Tylko co ja - jako książkowo naiwna baba - mam zrobić, jeśli Piotruś
Pan za jakiś czas naprawdę wydorośleje? Choć chyba to niemożliwe i w
końcu nabiorę sił bo tej toksycznej relacji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz