Hej :) chciałabym przesłać również moją historię.
Pozdrawiam serdecznie ;)
Postanowiłam napisać bo.. chciałabym podzielić się z Wami moją historią.
Można by ją nazwać - mimo wszystko.
Od początku, w kwietniu 2014, poznałam przez internet faceta.. Wszystko wspaniale,
dogadywaliśmy się jak z nikim, czułam od początku ,że to ten.
W końcu po jakimś czasie spotkaliśmy się, od razu wpadł mi w oko, nic się nie zmieniło,
był taki sam jak za czasów kiedy pisaliśmy. Pierwsze spotkanie pierwszy seks,pierwsze motylki w brzuchu.
No i tak wszystko się potoczyło ,że po 3 miesiącach zamieszkaliśmy razem.
Nie obyło się bez afery u mnie w domu, moja mama w końcu stwierdziła ,że jest dla mnie za stary. Ja 19 lat on 26.
Przecież jest niższy, przecież jest za innym klubem sportowym (tak to było dla nich najważniejsze)
No i wtedy się zaczęło, po miesiącu na moich oczach zmarła jego mama, dla mnie straszny szok,
dla Niego jeszcze większy. Nie wiedziałam jak mam się zachować, w końcu nie zawsze widzi
się dorosłego silnego faceta który płacze jak dziecko. Pogodziłam się z moją mamą, wspierałam Go jak tylko mogłam.
I znowu zaczęło się układać, w październiku dowiedziałam się ,że jestem
w 9 tyg ciąży.(nie obyło się bez kolejnej afery od mojej rodziny
'Zrobił Ci dziecko' 'frajer' 'wykorzystuje Cię'..
Mega radość szczęście ale i nerwy, czy sobie poradzimy, On pracuje od 5 do 20.
Ja w innym mieście bez rodziny. Nie było łatwo, ciąża okazała się zagrożona,On po pracy przynosił wszystkie nerwy do domu.
Mieszkaliśmy w jego rodzinnej kamienicy, za ścianą brat wieczny imprezowicz,czy to rano czy wieczór.
Na dole siostry z ojcem, porażka jeszcze większa, hałasy ciągłe awantury.
Myślę sobie dobra przetrzymam dla Niego. Tyle co mnie to nerwów kosztowało, nie jestem w stanie opisać.
W końcu doszliśmy do wniosku ,że zmieni prace.Zmienił wychodził o 9 wracał o 18.
W sierpniu 2014, urodziłam małą, wytrzymałam w tym mieszkaniu 2 tygodnie i po prostu uciekłam.
Z moją rodziną było ok więc postanowiłam ,że wrócę do rodzinnego domu.
On oczywiście po pracy przyjechał, i tak mieszkaliśmy u moich rodziców poł roku.
Gdybym mogła cofnąć czas wolałabym do hotelu iść niż zamieszkac z nimi!
Ciągle słyszałam, jaki to On jest zły,jak On tak może,nie umie się dzieckiem zająć.
Nie było dnia w którym nie słyszałabym pocisku na niego, moja mama chyba myślała ,ze im bardziej mi
na niego nagada tym bardziej mnie od niego odsunie, ale nie udało jej się to.
Wytrzymałam nic mu nie mowiąc, nie chciałam go ranić.
W końcu postanowiłam ,że dłużej tak nie dam rady, mi gadanie do ucha od
rana do wieczora, a jak On wracał z pracy uśmiechy,fałyszywość taka ,że
aż się rzygać chce.
Oczywiście po wyprowadzce znowu afera, zabieramy jej dziecko,jak tak można.
Po czasie przełknęła to i jakoś szło, przyjeżdżaliśmy co tydzień.
Okazało się ,że mała urodziła się z prawą nerką o połowę za małą i refluksem moczowym.
Dla mnie jako matki tragedia, moja rodzinka oczywiście o wszystko obwiniała Jego, bo geny złe, bo za stary..
Jakby tego było mało, ja musiałam przejśc operację, po jakimś czasie podejrzewali u mnie raka szyjki macicy.
W końcu nie wytrzymałam , usiadłam i wszystko mu powiedziałam, w końcu ile można w sobie to trzymać.
Bałam się jego reakcji, ale nie spodziewałam się ,że tak zareaguje.
Powiedział ,że bardzo mnie kocha i jest ze mną nie moją rodziną.
Wyprowadziliśmy się kawałek dalej, już rzadziej przyjeżdżaliśmy do mojej rodziny,
ja nawet nie nalegałam nie chciało mi się słuchać ciągłych pretensji.
No i się zaczęło, wypisywanie do mnie jaka to ja jestem zła córka, zła matka.
Źle ,że oduczyłam małą od smoczka, źle ,że wyjeżdżamy na wakacje.
Wszystko było źle, oczywiście ciagłe pociski na niego bo to wszystko przez niego, on mnie im zabrał..
W wielkim skrócie były 2 miesiące ciągłych wypisywań jacy to my źli jesteśmy, że nam dziecko zabiorą.
Aż w końcu nastał dzien kiedy zadzwonił do mnie mój starszy brat z wiadomoscią ,że któs wynajął 'kolesi którzy mają Go połamać'
Moja reakcja? myślałam ,że dostane zawału. Nigdy nikogo tak nie
kochałam jak Jego i naszą córeczkę, w ogień bym za nimi wskoczyła.
Zdecydowałam się pójśc na policję, zgłosiłam sprawę z myślą ,że pewnie
moja mama się mśći. Po kilku dniach się dowiedziałam ,że mój brat miał
tak dosyć narzekania mojej mamy ,ze ona wnuczki nie widzi
aż stwierdził ,że jeśli Mojemu się coś stanie to ja się pewnie zmienie i będę z małą przyjedżała.
A to przelało szalę goryczy, zerwałam z nimi kontakt, wymeldowałam i
siebie i małą, zmieniłam numer dane na portalach społecznosciowych,
odciełam się.
To było za dużo, po tym wszystkim co przeżyliśmy.. za dużo. Wpadłam w depresje nic nie robiłam tylko leżalam i plakałam.
Wtedy zdałam sobie sprawę ,że halo przecież ja mam dla kogo wstać! mam dla kogo się uśmiechać i dla kogo się strać.
No i się podniosłam. W końcu usiadłam z Nim i zaczęliśmy poważnie
rozmawiać, nigdy bym się nie spodziewała ,że ktoś może mnie tak kochać.
Mimo wszystko, mimo ciągłych awantur od strony mojej rodziny, co też wplywało na to ,że się między sobią gryżliśmy..
Teraz wiem ,że gdyby nie On, ja bym się nie podnosiła, gdyby nie jego wielka miłość do mnie i naszej coreczki.
Gdyby nie Jego wielka wytrwałość, cierpliwość i wsparcie.
Czy żałuje ,że przez Niego straciłam kontakt z rodziną? Nie, od zawsze ja byłam najgorsza tzw, czarna owca rodziny.
Dzięki Niemu w koncu zdałam sobie sprawę ,że to nie ze mną jest coś nie tak a z nimi,że ja jestem coś warta.
Jesteśmy ze sobą 3,5 roku, planujemy ślub , drugie dziecko.
A ja czuje ,że jeszcze nigdy nie byłam taka szczęśliwa.
Napisałam bo chciałam Wam pokazać ,że istnieją jeszcze dobzi fajni mężczyźni, którzy mimo wszystko zawsze z nami będą.
Będą nas wspierać ,kochać i zawsze staną za nami murem :)
Każdej z Was drogie kobietki życzę takiego faceta.
https://www.facebook.com/wkurzonazona/posts/589090444632474
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz