Hej...
Opowiem Ci historię... moja własną - prywatną ;)
Po przeczytaniu przez osoby trzecie spodziewam się mnóstwa hejtów, ale
muszę to z siebie wyrzucić, bo już nie daję rady sama tego wszystkiego
ogarnąć psychicznie, bo fizycznie jest nadzwyczaj dobrze...
Po 10
latach straszliwie nieszczęśliwego małżeństwa - z którego mam dwie
wspaniałe córeczki, od dwóch lat jestem - chciałoby się powiedzieć
szczęśliwą rozwódką :)
Na "pozór" w cudownym związku.
Mojego obecnego partnera poznałam ok 2 lata temu.. na początku
cudownie... randki, kwiaty, słodkie miłe słówka, ale przede wszystkim
WSPARCIE i świetne podejście do moich aniołków - pełna wzajemna
akceptacja.
Nic tylko się cieszyć :)
No ale niestety... wiadomo powszechnie, że gdy jest zbyt pięknie, coś zawsze się spie**oli :(
Otóż Mój Były... nie mógł znieść tego, że jesteśmy szczęśliwe i zaczęły
się chore akcje typu przebijanie opon w samochodzie... wybijanie
szyb... nachodzenie... szpiegowanie... śledzenie.. farba w sprayu,
wyzwiska na elewacji bloku w którym wynajmiemy mieszkanie itp.
Sprawa swój finał ostatecznie znalazła w sądzie - wyrok "uniewinnienie z
braku dowodów" - gdyż cwana bestia zlecał to wszystko jakimś
"pijaczynom co za 20zł na flaszkę zrobią wszystko" :/
Wyrzucili nas z mieszkania - no stwarzamy zagrożenie dla innych mieszkańców - ludzie się boja...
Wyrzucili mnie z pracy - "likwidacja stanowiska" po tym jak służbowe auto i szyby firmy zdewastowane...
Dzieci w pełnym stresie pod opieką psychologa - ja skończyłam u psychiatry...
Obecny wspierał jak tylko mógł i gdyby nie On - Szpital psychiatryczny jak nic :/
Ale tu historia się nie kończy...
Jego rodzice się o tym dowiedzieli, a Obecny jest jedynakiem... młodszy ode mnie o 3 lata... (Ja 29 / On 26 )
i zaczynają się schody... Otóż Ja z wyrokiem - nowotwór i obecnie w 7
miesiącu ciąży która wpływa na mnie super - wszystkie wyniki się
poprawiły i On... od jakiegoś czasu z boku.
Cieszy się, że zostanie
ojcem... pomaga mi we wszystkim...wyręcza w domowych obowiązkach... dba
o mnie na każdym kroku... żyjemy sobie w miarę spokojnie na tyle ile
się da... Ale jest jedno Ale... Jego rodzice nie wiedzą ze zostaną
dziadkami... Nie chce powiedzieć rodzicom, bo jeszcze nie czas... W
oczach jego rodziców zdaje sobie sprawę, że wyglądam tak:
Rozwódka
z dwójką dzieci z poprzedniego związku i jeszcze "patologia" z tym
byłym... ale czy to jest takie trudne? (Gdybym znała jego rodziców to
inna bajka - ale zawsze gdy jego mama nas zapraszała miał inne plany -
trochę tak, jakby się wstydził - zawsze mi to przeszkadzało, ale nic na
siłę, mówiłam sobie, jeszcze będzie na to czas) i w tej chwili, nie
martwię się co powiedzą, jak się dowiedzą, ale bardziej o to, jak będzie
im przykro, jak się dowiedzą od osób trzecich, albo gdy zobaczą mnie z
brzuszkiem na mieście...
Przecież nie tak powinno być.! Liczę się z
tym, że mnie nie zaakceptują, ale czyż nie maja prawa wiedzieć i
dowiedzieć się od własnego syna?
Jakieś pomysły jak Go przekonać,
żeby ich poinformował? Nie będę go zmuszać, bo efekt będzie odwrotny,
ale już nie wiem co robić, żeby nie było jeszcze gorzej... Nie mam się
komu wygadać przez te wszystkie akcje "pseudo przyjaciele" się
poodwracali i tak naprawdę znów zostaję z problemem sam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz