poniedziałek, 26 września 2016

Nadesłana historia

Kolejna historia nadesłana przez jedną z nas.
Mojego męża poznałam prawie 9 lat temu. Od początku były panienki, ale zakochałam się, więc postanowiłam walczyć. Jakoś nam się układało.
Gdy wprowadziliśmy się do jego rodzinnego domu było troszkę lepiej. Cieszyłam się ze cały ten syf zostawiliśmy w innym mieście. Szybko zaszłam w ciążę. Urodził nam się synek. Za 4 miesiące kolejna ciąża. I kolejny synek. Wzięliśmy ślub
Wszystko pięknie. Dwa miesiące po ślubie znowu się zaczęło panienki pisanie SMS itp.
Płakałam, prosiłam nic nie pomagało. Odpuściłam nie miałam już sił. Jakiś czas później, mąż dostał propozycję pracy za granicą. Starszy synek nie miał nawet dwóch lat młodszy miał 8 miesięcy.
Zostałam sama.
Niby byli teście, ale nie dogaduje się z nimi za dobrze. Zwłaszcza jeśli chodzi o wychowanie dzieci. Mąż będąc za granicą zapomniał, że ma rodzinę.
Kasę wysyłał mi średnio 3 razy w roku - po 700 zł. Ja nie pracuje bo i jak z małymi dziećmi.
Gdy starszy syn skończył 3lata poszłam z nim do logopedy, bo nie mówił. Doktorka powiedziała ze to autyzm i mam iść dalej po lekarzach. Tak więc wzięłam dzieci za rączki i chodziliśmy... logopeda, psycholog, psychiatra, neurolog... badania... setki badań... wszystko prywatnie. Złożyłam papiery o diagnozę, i niestety. Dwa razy autyzm. Młodszy i starszy syn. Mąż nadal za granicą. .. zero kontaktu... pomagała mi jego siostra.
Chodziłam z synami non stop po terapeutach i lekarzach. Wychodziłam z gabinetów lekarskich zapłakana.
Byłam z tym wszystkim sama. Było mi ciężko, ale nie mogłam się poddać. Udało mi się załatwić przedszkole integracyjne, świetne warunki, tylko oczywiście koszty. 200 zł czesne od osoby plus jedzenie.. dla mnie to kupa forsy. Ale nic, zacisnęłam zęby, jak trza to trza... dostałam diagnozę do ręki na papierze, orzeczenia o specjalnym nauczaniu i wczesnym wspomaganiu. Leciałam do przedszkola zanieść ostatnie dokumenty i usłyszałam od dyrektora, że nie muszę płacić nic oprócz obiadów. Hura! Jedno odpadło! Ucieszyłam się okropnie. Nastąpiła nagła poprawa w zachowaniu, także radość wielka.
Po pół roku od rozpoczęcia semestru mąż wrócił do domu. Goły i wesoły. Na internecie przez przypadek znalazłam strony na których ogłasza siebie, swoje ciało. .. jak dziwka. Zrobiłam dym. Niestety tylko mi to przeszkadzało. Ani matka ani ojciec nikt nic nie powiedział. Chciałam go skreślić ale nie mogłam. Nadal go kocham.. po za tym są dzieci. One go potrzebują. Dwa miesiące nie gadałam z nim w ogóle, była dla mnie jak powietrze. Potem powoli doszliśmy do porozumienia. Załatwiłam papiery dla dzieci o niepełnosprawności i znowu zaczęło się latanie po urzędach i załatwienie co się da.
Dziś, od półtora roku po diagnozie dzieci są już wyprowadzone z choroby, zaczynają mówić pojedyncze słowa, zachowują się super.
A mąż? Siedzi przy mnie, spędzamy razem cały wolny czas, nie raz wypijemy razem piwko wieczorem jak dzieci śpią. Wierzę w to, że w końcu będzie dobrze. Pracujemy nad wspólnym życiem i nad przyszłością naszą i naszych dzieci. Zobaczymy co czas pokaże.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz