Skoro obowiązuje anonimowość to napiszę swoją historię :)
 a więc od paru lat jestem mężatką, która po 7 latach uświadomiła sobie,
 że dłużej nie da rady z tym „panem” wytrzymać. Zaczęło się szybko ja po
 rozstaniu on też , wielka miłość szybka decyzja posiadania dziecka, i 
coż dopiero w ciąży wyszło, że mężuś wiele razy kłamał min. utrzymywał 
relację ze swoją ex.. oziębłość od urodzenia dziecka, pierwsze 
skojarzenia moja wina ciałko nie to nie tak jędrne, przepracowany,
 no i nie potrafi rozmawiać ze mną. Od pierwszych miesięcy małżeństwa 
żyjemy ze sobą jak współlokatorzy, jest dobrym ojcem ale mężem fatalnym.
 Oczywiście na pokaz jak gdzieś wyjdziemy to cudowne małżeństwo…Od 
pierwszych miesięcy małżeństwa które było moją inicjatywą w ciąży muszę 
cały czas go do czegoś „zmuszać?” bo chyba inaczej się tego nazwać nie 
da, przez całe małżeństwo na gruncie On- Ja nie zrobił nic. Sam to 
przyznał, on jak to ujął dojrzewa do małżeństwa i po 7 latach sobie to 
uświadomił. Zbliżenie zawsze inicjowałam ja, chociaż mam świetną figurę i
 15 lat mniej zawsze sądziłam że może ze mną jest coś nie tak… 
Zaczynałam rozmowy, żeby w końcu on zaczął się starać, odciążałam od 
obowiązków domowych, które wypełniam nienagannie. Propozycje zostawienia
 dziecka na wieczór u dziadków zawsze kończyły się tak, że owszem ale 
wtedy on zamiast spędzić ze mną wieczór poświęcał go na swoje „hobby”, i
 sama próbowałam przyłączyć się do jego zainteresowań ale bez jego 
aprobaty:/ Dużo wyjeżdża, wiecznie traci zasięg w telefonie i 
notorycznie kłamie nawet w błahych sprawach. Czuję się 
ubezwłasnowolniona bo jemu wygodnie zawsze było, że nie pracuję tylko 
prowadzę dom, co chcę teraz zmienić. Czułości zero, chyba że ta pokazowa
 jak gdzieś wyjdziemy chociaż zazwyczaj po chwili u znajomych zostawia 
mnie samą wymyślając jakąś wymówkę. Odnośnie zbliżeń to raz na miesiąc 
może dwa.. pierw sądziłam że to faktycznie przepracowanie… później 
złapałam go parę razy na kłamstwie nie mówiąc o tym jaki „wigor” do 
kobiet miał zanim mnie poznał. O rozwodzie nie chcę słyszeć, jest 
tchórzem i wygodnie mu tak. A ja dopiero się przebudziłam, staram się 
już tak długo na wszelki możliwy sposób, on obiecuje zmianę po czym 
wszystko wraca do porządku dziennego, może są panie którym mąż który 
niczego prócz pracy nie broni to ideał ale ja chcę czuć tą bliskość, nie
 wyobrażam sobie życia z kimś kto nawet rozmawiać ze mną nie potrafi, 
gdyby nie świadomość posiadania kilkulatka w domu już dawno bym go 
zostawiła, a tak nie chcę skrzywdzić dziecka…
 
 
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz